Sposób na chorobę morkską

Zdziwiłem się. Kołysanie? Jakim cudem zakotwiczone w porcie Nowy Jork 20000 ton może się kołysać? „Lepiej nie pij już więcej szampana” – doradziłem jej. Wreszcie syrena okrętowa zagwizdała parę razy dając gościom do zrozumienia, że czas opuścić pokład. Podniesiono kotwicę i z wolna zaczęliśmy się oddalać od brzegu. Zanim minęliśmy Statuę Wolności, a więc zaledwie po kilku minutach, uświadomiłem sobie, że znaleźliśmy się w nie lada kłopocie.

Najpierw zdałem sobie sprawę, że żonę raczej drażni niż bawi mój wyzwolony dobrym nastrojem dowcip. Potem, zamiast zostać na pokładzie, aby podziwiać wspaniałą panoramę miasta na tle nowojorskiego nieba, powiedziała, że zejdzie na chwilę do kabiny, żeby się położyć. Nie mogłem w to uwierzyć. Nareszcie wyruszamy w podróż, o której od lat marzyliśmy, orkiestra gra, ludzie zawierają nowe znajomości, wszyscy się cieszą.

Dlaczego ona chce się kłaść do łóżka o jedenastej rano? Potem jednak zauważyłem, że była bardzo blada, a do tego przez cały czas pociła się i ziewała. Były to klasyczne objawy choroby morskiej. Jej chęć (i potrzeba) znalezienia się w kabinie na pewno nie była podyktowana złym nastrojem i nie podlegała dyskusji. Kiedy dwie osoby podróżują razem i jedna cierpi na chorobę morską, a druga czuje się doskonale, nie ma cienia wątpliwości, że będą kłopoty. „Wydaje ci się, że zaczynasz chorować” – zasugerowałem. Moja „diagnoza” tylko ją zirytowała. Postanowiłem więc okazywać współczucie. Natychmiast poleciłem mojej „pacjentce” wypróbowanie starego sposobu na chorobę morską.

Leave a reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>